•Rozdział 23•
-Liam?! - krzyknęłam do telefonu.
-Co sie stało? - zapytał.
-Nie ma jej. Amy nie ma! - krzyknęłam jeszcze raz osuwajac sie na ziemię z płaczem.Ogarnęłam trochę łzy i wstałam. Miałam zamiar udać się do willi. Louis był naderwliwie spokojny co dało mi wiele do myślenia.Zatrzymałam się w progu widząc przed sobą dwie czarne postacie. Krzyknęłam z przerażenia i upuściłam komórkę.Chwilę potem została porwana.
***
-Oh świetnie teraz Cię sumienie ruszyło?! - krzyknął Liam w stronę szatyna.
-Nie miałem pojęcia! - warknął.
-No świetnie, po prostu świetnie! - powiedział brunet rozglądając się po domu Alex.
-Ty, czy to nie jej komórka? - zapytał szatyn reszty. Liam zbladł.
-Tak, to jej. - wyszeptał powstrzymując łzy.
-Liam znajdziemy ją. - poklepał go po ramieniu Zayn.
-Musimy. - odpowiedział z przekąsem. - Musimy iść na policję.
***
-Amy, to ty? - szepnęłam cicho widząc skuloną dziewczynę w kącie naprzeciw.
-Alex? - wyszeptała.Podeszłam trochę do niej by móc z nią pogadać.
- Boże Amy jak to się stało? -zapytałam widząc na jej ramionach krew. Biały top był poplamiony od czerwonych plam.
-Spytaj Louis'a. - warknęła.
-Co? To jego wina? On cię porwał? - pytałam.
-Dokładnie to "nas" - uściśliła. - I nie on, ale gdyby nie on nie było by nas tutaj.
-No to co sie stało? - zapytałam.
-Pokłóciliśmy się w nocy.Zadzwoniła ta jego była Eleanor czy jak jej tam. Wolał ją ode mnie! - krzyknęła znów zanosząc się płaczem.
-Świnia. Jak on tak mógł.-prychnęłam.
-A jak ciebie to spotkało? - zapytała zmieniając trochę temat.
-Jedliśmy śniadanie.Brakowało akurat Ciebie. Zastanawiałam się gdzie jesteś,zapytałam Tommo. On tylko wzniósł oczy i udawał że nie słyszy.Pobiegłam do naszego domu.Tam był napis umazany krwią.Później gdy chciałam wrócić po resztę zasapili mi drogę porywacze. - opowiedziałam.
-Dupki. Gdybym tylko miała jak wyjść z tej celi.POURYWAŁABYM IM GŁOWY! A NAJLEPIEJ JAJA! - krzyknęła z całej siły.
-Ej ciszej tam! - krzyknął ktoś zza drzwi.
-A Spierdalaj! - odkrzyknęłam na tyle by usłyszał. Nagle zamek w drzwiach się poruszył.
-Pyskate psiapsióły się znalazły. - warknął ciągnąc mnie za włosy.Krzyknęłam. Amy rzuciła się na mężczyznę i walczyła z nim by tylko dać mu popalić. Pomogłam jej, ale nie mogłam za bardzo ryzykować. Tu nie chodziło też o moje życie, ale jeszcze nienarodzonego dziecka.
-Amy nie! - krzyknęłam widząc ciało przyjaciółki leżące przy ścianie. Jej oddech był ciężki, a tyłu głowy lała się krew. Nawet nie było jednej cholernej ścierki by to zatamować! Modliłam się w duchu by żyła. Jednak na pewno w da się tam zakażenie. Siedzimy na ziemi do okoła jest po parę niewielkich stosów pszenicy. Nie dało rady się uciec. To był chyba nasz koniec.
Rozdział jak znów myślę że beznadziejny
1)przepraszam że tyle czekaliście, ale w szpitalu nawet nie pozwalają mieć komorki więc musiałam czekać aż wrócę
2)rozdzial jak wspominałam wyszedł beznadziejny
3)Mam nadzieję, że będa jakieś komentarze :)
Dalej ! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne:* NEXT <3
OdpowiedzUsuńświetny *_* czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńA czemu byłaś w szpitalwu jeśli można wiedzieć? Coś sie stało? Rozdział był super i nie mów że beznadziejny.
OdpowiedzUsuńPodejrzenie wyrostka, a potem stwierdzili infekcję. Miałam badania i czekałam na wyniki jednocześnie aż kroplówka się skonczy. Ale jest lepiej. Dziękujer że pytasz :)
UsuńA ja sie bałam że coś poważniejszego. Wracaj do zdrowia:) pozdrowienia od moich koleżanek (i ode mnie) które czytają twojego bloga
UsuńSuper.;P
OdpowiedzUsuńfajny. :3
OdpowiedzUsuń