•Rozdział 24•
Chyba, że...Znajdą nas. To była nasza jedyna nadzieja.Musieli działać szybko, bo nie wiadomo ile Amy wytrzyma. Rozglądałam się nerwowo pomieszczeniu rozważając gdzie my możemy być. Nawet jeśli skojarze to miejce to i tak nie mam telefonu by napisać do chłopaków gdzie to jest. Problem ciągnie inne problemy,kłopoty co pogrąża mnie jeszcze bardzo.
***
-Kiedy zostały porwane? - zapytał funkcjonariusz.
-Amy dzis w nocy, a Alex rano. - powiedział brunet.
-Nie były razem?
-Ja i Amy pokłóciliśmy się w nocy.Udała się do swojego domu, a później Alex zauważyła że jej nie ma i udała się tam. W domu znaleźliśmy ten napis i telefon. - powiedział Loueh pokazując komisarzowi zdjęcie krwawego napisu.
-Bierzemy się za poszukiwania. - stwierdził.
-Możemy być przy tym? - zapytał Malik.
-Odradzałbym gdyż jesteście znani, a krzywda która mogłaby być wyrządzona przez porywaczy byłaby niestosowna, ale według prawa możecie brać udział w śledztwie.
-Macie już jakieś podejrzenia gdzie mogą je przetrzymywać? - zapytał Louis.
-Tak, właśnie tam się najpierw udamy tylko zbiorę parę policjantów. - rzekł komisarz.
***
-Nie! - krzyknęłam siedząc na krześle. Ręce związane do tyłu, usta zaklejone taśmą przepuszające powietrze. A na przeciwko mnie Amy. To samo co ja. Siedzi związana i krzyczy.
-Będziesz patrzyć jak umiera. - powiedział do mnie mężczyzna podchdząc i nożem wziął kosmyk moich włosów załóżył za ucho. Cicho szlochałam.
-Zostawcie ją. - wyszeptałam z wielkim trudem.
-A po co? Bawimy się. - powiedział drugi stercząc przy Amy. W dłoniach miał nożyczki z ostro zakończonymi ostrzami. Stanął za moją przyjaciółką i w jedną dłoń chwycił garść jej pięknych brązowych włosów.Potem zaczął ciąć.
-Nie proszę nie!- krzyczała. Spląty włosów opadały szybko i stopniowo na ziemię przy czym Amy wydawała głośniejsze błagania. Potem zaczęła liczyć. Widać było że miała dość wszystkiego.
-I co teraz zrobimy? - zapytała mężczyzna obok mnie uśmiechając się zawadiacko.
-Może polejemy dłonie kwasem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Proszę dajcie nam spokój. - wyszeptałam znów ledwo łapiąc powietrze.Poczułam silne dłonie ściskające moje policzki.
-Jeszcze raz się odezwiesz, a połamię ci szczęke. - warknął. - Rozumiemy się? - spytał.Moje wręcz przerażone spojrzenie wiedziało, że nie wygram. Pokiwałam twierdząco głową, a mężczyzna zwolnił uścisk.
-Mam lepszy pomysł. - odezwał się drugi. Teraz dłońmi operował ostrym nożem o średniej dłogości i niewielkiej rękojeści. Mężczyźni zaśmiali się i wymienili zabawnymi spojrzeniami.
-Dajesz Peter. - powiedział. Tamten chwycił jedną dłoń Amy, rękaw jej bluzki podwinął aż do ramienia i zaczął nożem robić jakieś wzory, znaki wszystko co się dało. Krzyk dziewczyny był przeraźliwy i przepełniony bólem. Patrzyłam na to wszystko z takim niechętnym wzrokiem...Później owy Peter zaczął robić to samo z jej drugą dłonią. Krew skrzypiała na podłodze, a zaraz pojawiały się na niej nowe plamy.W pomieszczeniu było niewiele światła, bo małe okienko otworzone na oścież przepuszczało niewielką ilość światła i powietrza. Słyszałyśmy tylko wiatr,który rwał niesamowicie na zewntąrz. I zaraz syreny policyjne.Syreny? Czyżby nas znaleźli?Minęły 3 cholernie dni. Zero picia, jedzenia, radości tylko smutek,łzy,strach i ból. Dopiero po tych przeżyciach nas znaleźli.
-Ręce na kark i szeroko nogi! - krzyknął policjant wchodząc do pomieszczenia. Celował bronią w Peter'a i tego drugiego.
-Zwiewamy stary! - krzyknął mężczyzna.
-Ani kroku dalej, bo strzelam! - krzyknął ktoś inny.
-Karetka na Welston Street. - powiedział funkcjonariusz, gdy pozostała dwójka policjantów chwyciła porywaczy a ich dłonie zalśniły od srebnych kajdanek.
-Alex! - usłyszałam znajomy głos. Pojawił się Liam. Zaczęłam znów płakać. On i Niall podbiegli do mnie i zaczęli rozwiązywać sznury, najpierw z nóg potem z dłoni.Czerwone ślady, lekko sine dłonie.Nie dopływała mi krew po tym jak mężczyzna związał mnie. Objęłam bruneta za szyję i płakałam. Podniósł mnie, a ja zobaczyłam z bliska Amy.Wyglądała okropnie. Rany na dłoniach,włosy ścięte i potargane, bluzka w krwi. Louis trzymał delikatnie jej dłoń. Ha, teraz go sumienie poruszyło. Oślepiający blask strzelił w moje oczy.Ujrzałam światło dzienne. Wkrótce potem przejęli mnie lekarze i zawieźli na badania. Liam martwił sie o dziecko. Tak jak ja. Osłabłam strasznie.
-A co z Amy? - zapytałam Zayn'a. Ten tylko przełknął ślinę.
-Ona nie żyje. Nie żyje. - powtórzył...
***
-Kiedy zostały porwane? - zapytał funkcjonariusz.
-Amy dzis w nocy, a Alex rano. - powiedział brunet.
-Nie były razem?
-Ja i Amy pokłóciliśmy się w nocy.Udała się do swojego domu, a później Alex zauważyła że jej nie ma i udała się tam. W domu znaleźliśmy ten napis i telefon. - powiedział Loueh pokazując komisarzowi zdjęcie krwawego napisu.
-Bierzemy się za poszukiwania. - stwierdził.
-Możemy być przy tym? - zapytał Malik.
-Odradzałbym gdyż jesteście znani, a krzywda która mogłaby być wyrządzona przez porywaczy byłaby niestosowna, ale według prawa możecie brać udział w śledztwie.
-Macie już jakieś podejrzenia gdzie mogą je przetrzymywać? - zapytał Louis.
-Tak, właśnie tam się najpierw udamy tylko zbiorę parę policjantów. - rzekł komisarz.
***
-Nie! - krzyknęłam siedząc na krześle. Ręce związane do tyłu, usta zaklejone taśmą przepuszające powietrze. A na przeciwko mnie Amy. To samo co ja. Siedzi związana i krzyczy.
-Będziesz patrzyć jak umiera. - powiedział do mnie mężczyzna podchdząc i nożem wziął kosmyk moich włosów załóżył za ucho. Cicho szlochałam.
-Zostawcie ją. - wyszeptałam z wielkim trudem.
-A po co? Bawimy się. - powiedział drugi stercząc przy Amy. W dłoniach miał nożyczki z ostro zakończonymi ostrzami. Stanął za moją przyjaciółką i w jedną dłoń chwycił garść jej pięknych brązowych włosów.Potem zaczął ciąć.
-Nie proszę nie!- krzyczała. Spląty włosów opadały szybko i stopniowo na ziemię przy czym Amy wydawała głośniejsze błagania. Potem zaczęła liczyć. Widać było że miała dość wszystkiego.
-I co teraz zrobimy? - zapytała mężczyzna obok mnie uśmiechając się zawadiacko.
-Może polejemy dłonie kwasem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Proszę dajcie nam spokój. - wyszeptałam znów ledwo łapiąc powietrze.Poczułam silne dłonie ściskające moje policzki.
-Jeszcze raz się odezwiesz, a połamię ci szczęke. - warknął. - Rozumiemy się? - spytał.Moje wręcz przerażone spojrzenie wiedziało, że nie wygram. Pokiwałam twierdząco głową, a mężczyzna zwolnił uścisk.
-Mam lepszy pomysł. - odezwał się drugi. Teraz dłońmi operował ostrym nożem o średniej dłogości i niewielkiej rękojeści. Mężczyźni zaśmiali się i wymienili zabawnymi spojrzeniami.
-Dajesz Peter. - powiedział. Tamten chwycił jedną dłoń Amy, rękaw jej bluzki podwinął aż do ramienia i zaczął nożem robić jakieś wzory, znaki wszystko co się dało. Krzyk dziewczyny był przeraźliwy i przepełniony bólem. Patrzyłam na to wszystko z takim niechętnym wzrokiem...Później owy Peter zaczął robić to samo z jej drugą dłonią. Krew skrzypiała na podłodze, a zaraz pojawiały się na niej nowe plamy.W pomieszczeniu było niewiele światła, bo małe okienko otworzone na oścież przepuszczało niewielką ilość światła i powietrza. Słyszałyśmy tylko wiatr,który rwał niesamowicie na zewntąrz. I zaraz syreny policyjne.Syreny? Czyżby nas znaleźli?Minęły 3 cholernie dni. Zero picia, jedzenia, radości tylko smutek,łzy,strach i ból. Dopiero po tych przeżyciach nas znaleźli.
-Ręce na kark i szeroko nogi! - krzyknął policjant wchodząc do pomieszczenia. Celował bronią w Peter'a i tego drugiego.
-Zwiewamy stary! - krzyknął mężczyzna.
-Ani kroku dalej, bo strzelam! - krzyknął ktoś inny.
-Karetka na Welston Street. - powiedział funkcjonariusz, gdy pozostała dwójka policjantów chwyciła porywaczy a ich dłonie zalśniły od srebnych kajdanek.
-Alex! - usłyszałam znajomy głos. Pojawił się Liam. Zaczęłam znów płakać. On i Niall podbiegli do mnie i zaczęli rozwiązywać sznury, najpierw z nóg potem z dłoni.Czerwone ślady, lekko sine dłonie.Nie dopływała mi krew po tym jak mężczyzna związał mnie. Objęłam bruneta za szyję i płakałam. Podniósł mnie, a ja zobaczyłam z bliska Amy.Wyglądała okropnie. Rany na dłoniach,włosy ścięte i potargane, bluzka w krwi. Louis trzymał delikatnie jej dłoń. Ha, teraz go sumienie poruszyło. Oślepiający blask strzelił w moje oczy.Ujrzałam światło dzienne. Wkrótce potem przejęli mnie lekarze i zawieźli na badania. Liam martwił sie o dziecko. Tak jak ja. Osłabłam strasznie.
-A co z Amy? - zapytałam Zayn'a. Ten tylko przełknął ślinę.
-Ona nie żyje. Nie żyje. - powtórzył...